Autorką tekstu jest Marta Młynarczyk
Wózek był bardzo ładny, w niespotykanym odcieniu butelkowej zieleni, z pasującą torbą na wszystkie dziecięce akcesoria i uchwytem na kubek. Za próg kamienicy wystawił go około trzydziestoletni mężczyzna w jasnych spodniach i koszulce polo. Za nim z bramy wyłoniła się ładna blondynka. Letnie, ciepłe popołudnie w centrum Wrocławia zachęcało do spacerów. Może wybiorą się nad fosę, a może do Rynku, albo na lody.
Nie mogli zastanawiać się długo, bo utworzył się za nimi korek – chodnik w tym miejscu jest tak wąski, że we dwójkę z wózkiem się nań nie mieścili. Szczęśliwie ruch nie jest duży, więc można było ich ominąć schodząc na jezdnię. Trzeba tutaj jednak uważać, bo krawężnik jest wysoki, a do tego każdy jego element popękany albo przekrzywiony. Nawet najbardziej dziarska staruszka z wózeczkiem na zakupy może nie dać sobie rady. Człowiek na wózku inwalidzkim – nie ma szans.
Wreszcie ruszyli. Na krzywych, popękanych i nierównych płytach chodnika wózkiem rzucało jak żaglówką na wzburzonym morzu. Pasażerowi pojazdu niezbyt się to podobało, więc rozpoczął koncert na jedno silne, młode gardziołko. Mama wzięła dziecko na ręce, gdy tata mierzył się z kolejnymi dziurami i prowadził wózek slalomem. Kobieta zapewne pluła sobie w brodę, że się wystroiła na ten spacer – sukienka i buty na obcasie – a teraz musi planować pięć kroków do przodu – jakby skakała po krze. Ta płyta się chybocze, tej nie ma wcale, te trzy wzburzyły się i wypiętrzyły, jakby chciały się wyrwać na wolność z karnego, równego szeregu, a tu jakiś ubytek nierówno zalano asfaltem.
Nagle, na środku chodnika, dostrzegli znak drogowy. Ominąć go od strony fasady nijak się nie da – za wąsko. Trzeba sprowadzić wózek na jezdnię. Wyrwana płytka, krawężnik, teraz hop w drugą stronę – wózek prawie staje dęba jak koń, gdy spocony już ojciec podrywa przednie kółka i usiłuje wstawić je z powrotem na chodnik. Na tym etapie oboje są już wykończeni, dziecko ryczy. Odeszli pięćset metrów od domu.
Postanawiają podjechać kawałek tramwajem albo autobusem. Przystanek akurat jest tuż obok. Słup z tabliczką i rozkładem jazdy. Słońce przygrzewa, ale wiaty tutaj nie zbudowano. Nie ma też ławeczki, żeby można było przycupnąć choć na chwilkę. Jedzie!
Zmęczony ojciec znowu wykonuje wózkiem manewry sprowadzania z krawężnika. W niedzielę ruch nie jest wielki, więc są też mniejsze szanse, że jakiś zniecierpliwiony kierowca przejedzie im przed nosem w tej chwili, bo przecież nie będzie czekał aż jakiś tam tramwaj zabierze pasażerów. Niestety nasi bohaterowie mają dziś szczególnego pecha, bo to tramwaj starszego typu – do pokonania wysokie stopnie. Kobieta kolejny raz przeklina w głowie moment, w którym postanowiła tę kieckę i obcasy włożyć i solennie przysięga sobie, że od dziś tylko dres i trapery. Logistyka wsiadania do tramwaju też nie jest prosta. Najpierw on podnosi wózek, który swoje jednak waży, i wpycha do pojazdu. Wskakuje sam i przejmuje dziecko. Potem ona kurczowo łapie się poręczy i wciąga się na wyżyny wozu. Oddychają z ulgą. Udało się. Tylko że jeszcze trzeba będzie wrócić.
Koloryzowane? Przesadzone? Niestety, o wiele mniej, niż mogłoby się wydawać.
Po co nam mapa pieszych barier?
We Wrocławiu pieszy nie ma łatwo. Jeśli jesteś młodym, zdrowym i silnym człowiekiem w odpowiednim obuwiu – poradzisz sobie. Jeśli jednak któregoś z tych wymogów nie spełniasz, lepiej uważaj. Przejście kilometra wrocławskimi chodnikami może stać się przygodą.
O ile lepiej byłoby, gdyby można było po prostu iść, patrzeć na budynki, ludzi, w niebo, zamiast ciągle pod nogi. Chęć właśnie takich zmian stała się głównym motorem napędowym projektu „MAPA PIESZYCH BARIER WROCŁAWIA”.
Problem barier dotyczy nas wszystkich, bo wszyscy w jakimś momencie jesteśmy pieszymi. Dla młodej, sprawnej osoby wysoki krawężnik, nierówna nawierzchnia, czy brak przejścia mogą być problemami ledwo dostrzegalnymi, ale już dla osoby starszej, rodzica z dzieckiem, osoby z niepełnosprawnością czy jej opiekuna, taka bariera może być nie do pokonania. Tworząc mapę zwracamy uwagę na te problemy. Mamy nadzieję, że ich nagłaśnianie pomoże przyspieszyć ich likwidację, bo przecież miasto musi być dostępne dla wszystkich. Dostępne i bezpieczne
mówi koordynatorka projektu, Agnieszka Imiela-Sikora.
Co zrobiliśmy?
Wszystko zaczęło się od definicji. Należało jakoś ustalić CO tak naprawdę jest barierą. No bo jak o tym zdecydować? Czy jeśli jedna osoba uzna, że coś jest przeszkodą, to wystarczy? A jeśli jeden człowiek może bez problemu wejść na wyższy krawężnik, ale inny nie, to ilu musi być tych innych, żeby to była oficjalnie bariera? Ile centymetrów to „wysoki”? A ile tak naprawdę ma „wąskie przejście”? Czy dwa metry to dużo czy nie?
Ostatecznie udało się zawęzić kryteria do sześciu kategorii:
- Przewyższenia powyżej 5 cm.
- Zwężenia poniżej 1,5 m.
- Niedostosowane przystanki komunikacji miejskiej.
- Jakość nawierzchni.
- Braki w przejściach dla pieszych.
Gdy zostało ustalone, na co zwracać uwagę, trzeba było ruszyć w teren. Jako Akcja Miasto podjęliśmy się sprawdzenia sytuacji na żywo.Uzbrojeni w aparaty fotograficzne i miarki rozpoczęliśmy poszukiwania. I chyba nikt nie spodziewał się, że będzie aż tak źle. Na cel wzięliśmy sobie niewielki fragment centrum Wrocławia ‒ między ulicami Sienkiewicza, Drobnera, Podwalem, Swobodną i Komuny Paryskiej. Na tym skrawku miasta, w ciągu kilku zaledwie dni, znaleźliśmy ponad sto przeszkód ściśle mieszczących się w przyjętych kryteriach. Ponad sto!
Prawdziwe wrażenie ta liczba robi dopiero, gdy można to wszystko faktycznie zobaczyć na mapie. To był kolejny krok. Zebrane dane naniesione zostały na mapę miasta i obrazek ten nie jest wesoły ‒ bariery występują praktycznie na każdej sprawdzonej ulicy. A mówimy o samym centrum jednego z największych miast w Polsce. Miasta reprezentacyjnego i turystycznego.
Zdecydowanie największą część stanowią bariery związane z nawierzchnią. Chodniki we Wrocławiu są w fatalnym stanie. Popękane płyty, dziury, asfaltowe łaty wystające na pięć centymetrów, trzy rodzaje płyt i kostki na odcinku o długości dziesięciu metrów ‒ żadna z nich równa, utwardzona tylko połowa chodnika, zapadnięte albo wystające studzienki ‒ można by tak wymieniać i wymieniać, ale po co? Wystarczy przejść kilkaset metrów, żeby przekonać się na własne oczy.
Drugim najczęściej występującym problemem są zwężenia chodników. Jak osoba na wózku inwalidzkim albo rodzic z wózkiem ma bezpiecznie przejść po pieszym pasku szerokości osiemdziesięciu centymetrów? Jak mają tam minąć się dwie osoby? A dwa wózki?
Nie robiliśmy jednak tego wszystkiego po to, żeby sobie ponarzekać. Mapa pieszych barier Wrocławia to przede wszystkim narzędzie. Stworzyliśmy ją po to, żeby każdy mieszkaniec miasta mógł dać nam znać o barierach w swojej okolicy. Nie jesteśmy w stanie samodzielnie przejść Wrocławia na piechotę we wszystkie strony. Potrzebujemy ciągłej pomocy w znajdowaniu i mapowaniu przeszkód. Dzięki tej bazie będziemy mogli działać dalej.
No właśnie, co dalej? Jest mapa, jest niewesoło i co z tego wynika? Po pierwsze ‒ świadomość. Teraz wreszcie w jednym miejscu widzimy, z czym na co dzień mierzą się tysiące pieszych na wrocławskich chodnikach. Możemy to pokazać i tym sposobem wywierać wpływ. Idzie za tym realne działanie ‒ mając dokładne dane, możemy wnioskować do władz miasta nie o ogólnikowo ujętą „poprawę stanu infrastruktury dla pieszych”. Przy takich ogólnych stwierdzeniach zawsze łatwo zasłonić się brakami w budżecie, bo to przecież duży projekt. O wiele bardziej realne jest „załatanie dziur w chodniku na ulicy Kniaziewicza” albo dobudowanie wiaty na konkretnym przystanku. Dzięki mapie barier i pomocy mieszkańców właśnie to będziemy robić. I małymi kroczkami będziemy dążyć do oznaczenia każdej bariery na mapie jako „ZLIKWIDOWANA”.